Jak długo jeszcze będziesz się katować? Walczyć ze sobą?

Jako dietetyk pracuję głównie z kobietami, choć też mam i miałam pod opieką panów. Ale to głownie Panie się do mnie zgłaszają. Ja też wyspecjalizowałam się w pracy z kobietami z różnymi zaburzeniami hormonalnymi. I od dłuższego czasu kładę też duży nacisk w swoich współpracach na psychodietetykę i psychologię. Bez tego ani rusz… Po wielu latach pracy już jako dietetyk, historiach wielu kobiet, wielu osobistych przejściach, wiem, że nie da się rozdzielić życia, stresu, emocji, nastawienia od jedzenia i zdrowia. Jest to nierozerwalnie ze sobą powiązane. I w tym artykule chcę zachęcić Cię, żebyś odpowiedziała sobie na jedno pytanie. Jak długo będziesz się jeszcze katować? Walczyć ze sobą?

Jak długo będziesz się katować?

Czytając słowo „katować” może masz ciarki na plecach lub gęsią skórkę na rękach. Po co takie mocno słowo myślisz? Jednak uważam, że ono dobrze oddaje to, jak czasami traktujemy swoje ciało… Od dawna zastanawiałam się nad tym wpisem. Tak leżało mi to na sercu słuchając historii wielu kobiet. Będę też wdzięczna za Twój komentarz w odpowiedzi na ten artykuł, jakie są Twoje przemyślenia. Na konsultacjach często słyszę od Pacjentek „walczę ze sobą”, „tak się katuję i nie ma efektów”, „nie akceptuję siebie”, „nie mogę patrzeć na swoje nogi, brzuch, uda itd”, „jak schudnę, to będę szczęśliwa”, „wstydzę się swojego ciała”, „żeby nogi były chudsze…”, „ten odstający brzuch”. I bardzo dobrze rozumiem te Panie, te uczucia, dyskomfort, problem z akceptacją siebie… Też to przechodziłam.

Ja też siebie katowałam…

Moje problemy z tarczycą i moja przygoda z dietetyką zaczęła się właśnie od problemu z brakiem akceptacji siebie, swojego wyglądu. Zaczęłam się odchudzać, stosować restrykcyjną dietę, dużo ćwiczyć, żeby schudnąć (choć nie miałam nadwagi) i poczuć się lepiej. Myślałam, że dbam o siebie, a tak naprawdę robiłam odwrotnie. Właśnie katowałam swoje ciało małą ilością jedzenia i katorżniczymi treningami. Nie kochałam go. Unikałam lustra. Nie karmiłam dobrym jedzeniem. Niszczyłam brakiem jedzenia. Przemęczałam nadmiarem treningów. Musiałam swoje przejść, potrzebowałam sporo czasu, żeby dojrzeć i zrozumieć, że nie tędy droga. I widzę, że wiele osób, kobiet, ale i mężczyzn ma z tym problem.

Historie moich pacjentek

Imiona zmienione 😉 Może zobaczysz w nich siebie.

Zosia – błędne koło odchudzania

Od 15 roku życia na diecie, czyli już prawie 20 lat. Nie wie, czym jest „normalne jedzenie”. Ciągle się odchudza, stosuje na zmianę różne modne diety. Je około 1000kcal, maksymalnie z 1400kcal. Często trenuje, bo nie może schudnąć. Pojechała na wakacje, pojadła więcej, bo „już na wakacjach nie będę się katować” i wróciła z 5kg na plusie. I znów smutek, płacz. „Muszę się wziąć za siebie”. I kolejna restrykcyjna dieta. I tak jak chomik w kółku. Życie dzieli się na odchudzanie i wakacje. Katowanie i wolne. I nie wie, co zrobić, już żadna dieta nie działa. Co by nie zrobiła, to i tak nie chudnie. Więc po co się starać? Pod ubraniami stara się ukryć swoje kompleksy, ale na plaży jest problem… Ogranicza spotkania ze znajomymi, żeby nie jeść, żeby się nie pokazywać… I w jej życiu brak życia. Wszystko kręci się wokół jedzenia, diet i odchudzania. Wpływa to też na relację z rodziną…

Kasia – katowanie się nadmiarem treningów

Priorytetem jest trening. Wszystko jest ustawione pod trening. Jeśli nie ma treningu dzień jest zaliczony do nieudanych. Gdy nie ma treningu to nie mogę jeść, bo nie spalę tych kalorii. Zjem więcej niż poćwiczę? Wyrzuty sumienia. Trening musi być codziennie. Jak nie trening to dużo kroków. Jestem chora? Dam radę! Dużo innych obowiązków? Dam radę! Źle się czuję? Dam radę! Spotkanie ze znajomymi? Najpierw trzeba zrobić trening. Dobra kolacja? Wcześniej musi być trening. Życie to tylko treningi. Mocne treningi. Dużo treningów.

Jola – stawiam siebie na końcu

Mama trójki dzieci. Dla dzieci zrobi wszystko. Dzieci mają dobry obiad. Sama zje resztki. To ona ogarnie posiłki, sprzątanie, pranie, gotowanie i pracę zawodową. Zawiezie dzieci na zajęcia dodatkowe. Mąż? On ciężko pracuje, musi odpocząć. A sama? Nie ma czasu zjeść, a co dopiero przygotować posiłku. Brakuje jej czasu, żeby spokojnie wypić kawę. Zarywa noce, bo jest tyle do ogarnięcia, praca, dom, dzieci, pies. Czas dla siebie? Książka? Ciepła kąpiel? Nic z tych rzeczy. Nie ma czasu. Jest nie ważna, inni są ważniejsi. Ale czasami przychodzi taki dzień, że siada i je co popadnie… A najlepiej dużo czekolady, ciasta, lodów, ciastek… Jakoś trzeba odreagować ten stres, napięcie, poprawić sobie samopoczucie. Zluzować. A po dniu obżarstwa znów wraca do swojego kołowrotka.

Danusia – wszystko albo nic

Lubi jeść słodycze. I często działa zero-jedynkowo. Albo trzyma się bardzo restrykcyjnej diety i w ogóle nie je słodyczy. Albo się nimi objada. I tak na zmianę. Jest przez to bardzo rozchwiana. Jedzenie przysłania jej całe życie. Mówi, że często walczy ze sobą, żeby ich nie jeść. Ale każdy wybór jest zły. Jak zje coś słodkiego ma wyrzuty sumienia. Jak nie zje, też nie czuje się usatysfakcjonowana, bo nie zjadła. A to daje przyjemność, zmniejsza stres, napięcie, poprawia humor. Ale jak zje, to znów wyrzuty sumienia. I tak w kółko. Co by nie zrobiła jest źle… I jej samopoczucie, jest bardzo uzależnione od jedzenie, ile zje.

Klaudia – uzależniona od wagi

Waży się codziennie. Bardzo chce schudnąć. Gdy rano waga pokaże mniej, to znak, że to dobry dzień. Gdy pokaże odrobinę więcej, od razu dzień jest do niczego. Bardzo uzależnia swoje samopoczucie od swojej wagi. Odchudzanie przysłania jej cały świat. Nie spotka się ze znajomymi, bo nie chce zjeść za dużo. Czuje się samotna. Stresują ją każde święta, imprezy, wyjścia.

Jak chcesz być zdrowa i dobrze się czuć, jak ciągle ze sobą walczysz? Jesteś negatywnie do siebie nastawiona?

Jak chcesz być zdrowa i dobrze się czuć, jak ciągle się katujesz dietami?

Włosy wypadają. Nadmierne zmęczenie. Senność, brak energii. Złe samopoczucie. Wzdęcia. Głód. Nadmierny apetyt. Zajadanie stresu i emocji. Niedoczynność tarczycy. Hashimoto. PCOS. Insulinooporność.

Jak długo jeszcze tak pociągniesz?

Chcesz, żeby Twoje życie kręciło się tylko między jedzeniem, złym samopoczuciem, ciągle innymi dietami? Wolisz sobie wegetować zamiast żyć? Chcesz się zadręczać, że tak się katujesz, walczysz ze sobą, a nie ma efektów? Robisz tak i to nie działa? Ciągle jesteś w błędnym kole i nie możesz wyjść? Cały czas działasz w ten sam sposób i dziwisz się, ze nie ma efektu?

Ktoś kiedyś powiedział „Szaleństwem jest robić ciągle to samo i oczekiwać innych efektów…”

Często na konsultacjach Panie opowiadają mi o rożnych dietach. Efekt był na chwilę i zaraz kilogramy wróciły. Albo jeszcze więcej ich było. Widziały, ze nie ma efektów, ale nadal w to brnęły. Może teraz się uda. A gdy proponuję dłuższą współpracę. Zmianę nawyków żywieniowych, podejścia do jedzenia, odżywiania. Pracę nad relacją z jedzeniem. To słyszę NIE, to za długo… Ja nie mam czasu. To nie dla mnie. Lepiej 10 raz wejść na dietę 1000kcal, głodzić się, kręcić się w błędnym kole odchudzania.

Może jednak czas się obudzić? Może czas zmienić działanie? Nie da się czegoś zmienić cały czas robiąc to samo. Żeby coś zmienić, trzeba coś zmienić 😉

Może zamiast się katować dietą czas nauczyć się dobrze odżywiać?
Przestać walczyć ze sobą a grać do jednej bramki?
Może zamiast zajadać stres i emocje czas nauczyć sobie z nimi radzić?
Przestać nienawidzić swojego ciała, a zatroszczyć się o nie i pokochaj je?
Może zamiast niszczyć swój organizm zadbaj o niego?

Twój organizm i Twoje ciało potrzebuje miłości, czułości, akceptacji, troski. Przytul siebie!

Katujesz wiele lat swoje ciało restrykcyjną dietą, brakiem akceptacji, negatywnym nastawieniem, patrzysz na nie z pogardą, że tu ma więcej tłuszczu, tu jakąś krostę, tam plamkę. Unikasz lustra, gdy jesteś nago. W zamian oczekujesz, że będzie zdrowe, szczupłe i ładne? Nie masz czasu zrobić mu dobrego jedzenia, wyjść na spacer, dać mu się wyspać, odpocząć? A oczekujesz, że będzie pełne energii, silne, niezniszczalne, piękne?

I to nie jest tak, że mi łatwo to mówić, bo sama wiele przeszłam. Katowałam swój organizm treningami i dietą, a potem dziwiłam się, że włosy wypadają, że nie mam siły, jestem zmęczona, że złoszczę się bez powodu, że odbija się to na relacjach z rodziną, znajomymi. I nadal nie jest w 100% idealnie, to praca chyba na całe życie. Ale już długa droga za mną.

Ty też potrafisz!

Zaopiekuj się sobą zamiast walczyć ze sobą 😉

Może warto zmienić myślenie? Nastawienie do siebie? Ciało mam tylko jedno. To jest mój dom. Nie mogę, nie chcę siebie tak niszczyć. Chcę mu dać to co najlepsze! Dużo miłości, dobrego jedzenia, snu, odpoczynku. Chcę cieszyć się zdrowiem fizycznym i psychicznym przez wiele lat.

Właśnie myślenie! Od myśli wszystko się zaczyna. Myśli przekładają się na uczucia, uczucia na działanie, a działanie na wyniki. Wszystko zaczyna się w Twojej głowie.

A Ty?

Zaopiekujesz się sobą? Zatroszcz się o siebie? Przytulisz siebie?

Boli jak widzę, jak kobiety niszczą siebie. Jak próbuję tłumaczyć, pokazać na konsultacjach, że nie tędy droga, a spotykam się czasami ze ścianą. „A może jakaś tabletka na odchudzanie? A może ten suplement pomoże mi schudnąć? To wszystko przez niedoczynność tarczycy, to nie moja wina… Gdyby nie insulinooporność to bym schudła. Z Hasimoto jest się grubym, to wina Hashimoto. Euthyrox mi naprawi hormony.” Mnóstwo wymówek. A może czas się zatrzymać? Może to Hashimoto pojawiło się, żebyś zajęła się sobą? Zatrzymała się? Skupiła na sobie? Zaopiekowała? Może to znak, żeby przestać pędzić, katować się, walczyć ze sobą? Może czas wziąć w końcu życie w swoje ręce. Odpowiedzialność w swoje ręce?

I czasami jest mi cholernie przykro. Jak bardzo chcę pomóc, pokazać, że można inaczej, że nie tędy droga… Ale nie da się. Uczę się, że nie mogę chcieć bardziej niż moja Pacjentka. Uczę się, że nie dam rady pomóc każdemu. Że nie zbawię świata. Można pomóc tylko temu, kto chce tego. Jest gotowy na pracę. Nie zrobię tego sama, jeśli Ty nie chcesz. Mogę pomóc tylko tym, co tego naprawdę chcą zaangażować się i coś zmienić. Czasami też kobiety wracają na konsultację. „Miała Pani rację, nie tędy droga… Spróbujmy. Jestem gotowa”. A Ty jest gotowa? Czy szukasz kolejnej szybkiej diety?

A co według mnie jest jednym z pierwszych kroków?

Odpowiedzialność i akceptacja.

Odpowiedzialność za swoje życie i swoje wybory. Przestanie szukania wymówek w rodzinie, znajomych, życiu, zbiegach okoliczności. Niesprzyjające warunki zawsze będą się pojawiały. Od Ciebie zależy, co z tym zrobisz.

A czym jest akceptacja?

Mówiąc o akceptacji nie mam na myśli tego – „ok, nie mogę schudnąć, moje starania nie przynoszą efektów, to zjem czekoladę”. Akceptacja nie oznacza rezygnacji z dbania o siebie. To nie to samo co bierność. Akceptacja to pierwszy krok do zmian, do dbania o siebie, do rozwoju. Warto tu też oddzielić kwestię gustu od zdrowia.

Uwaga!

I tu według mnie ważna też jest zmiana słownictwa. Zamiast mówić walczę ze sobą, warto mówić dbam o siebie. Nie katuje siebie, ale troszczę się o siebie. I wcale nie udało Ci się coś zrobić, ale zrobiłaś to!

Co dalej?

Gdy masz zaburzoną relację z jedzeniem, słodyczami reagujesz na stres, trwa to od dłuższego czasu, to warto skorzystać z pomocy. Nie wstydzić się tego. Możliwości jest wiele – psycholog, terapeuta, psychodietetyk, dobry dietetyk. Warto dać sobie pomóc, zamiast kilkanaście lat błądzić. Żyjemy w społeczeństwie. Potrzebujemy innych ludzi. Nie jesteśmy samowystarczalni. Potrzebujemy pomocy innych ludzi. Tak samo jak z włosami idziemy do fryzjera, z zębem do stomatologa czy na operację do lekarza specjalisty. Daj sobie pomóc. Nie trać czasu na kolejne lata życia w błędnym kole.

Czy ja mogę Ci pomóc?

Możesz również umówić się na spotkanie ze mną. Opowiesz mi o sobie, a ja powiem czy i jak mogę Ci pomóc. Moim Pacjentom pomagam w zmianie nawyków żywieniowych, naprawie relacji z jedzeniem, słodyczami, aktywnością. Tu nie chodzi o to, żeby stać z waga i kartką w ręku, jeść według schematu i tabel. Tu chodzi o to, żeby zmienić swój styl życia i odżywiania na wspierający Ciebie, a nie niszczący.  😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Cześć!

Nazywam się Marta. Jestem dietetykiem i psychodietetykiem. Jako dietetyk specjalizuję się w pracy z kobietami z różnego rodzaju problemami hormonalnymi, jak np. zaburzenia miesiączkowania, problemy z płodnością, PCOS, niedoczynność tarczycy, Hashimoto, insulinooporność, problemy z nadwagą i otyłością. Jako psychodietetyk naprawiam relację z jedzeniem i własnym ciałem. Pracuję z kobietami, które zmagają się z kompulsywnym objadaniem, zajadaniem emocji, stresu, objadaniem słodyczami.

Umów się na konsultację ze mną!

Sprawdź czy i jak mogę Ci pomóc! Wspólnie poszukajmy rozwiązania Twoich problemów.

Ta strona korzysta z ciasteczek (pliki cookies), aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Przekazując swoje dane w trakcie korzystania ze strony wyrażasz zgodę na ich przetwarzanie i przechowywanie na serwerze. Dane te są przechowywane w sposób bezpieczny, a ich administratorem jest Marta Skoczeń prowadząca działalność pod nazwą Poradnia dietetyczna „Apetyt na Życie” specjalista ds. żywienia Marta Skoczeń. W każdej chwili możesz żądać ich usunięcia za pomocą formularza kontaktowego.